Klimt to podstawa...

Jak ten czas leci... ledwo zaczął się grudzień a tu już połowa. Ani się obejrzał a tu już zaraz będą święta. W ten weekend szykuje mi się akcja "pieróg" i już się nie mogę doczekać bo w sumie lubię je robić o ile oczywiście nie zostaję z tym sama z dwójką dzieci, które zawsze jak mam ręce oblepione ciastem zaraz koniecznie siusiu muszą... I a propos tego lecącego czasu... wpadły mi dziś w ręce podstawki  dla mojej mamy, które od czerwca chyba czekają na dokończenie... A Klimt...mmm... moja "miłość" od podstawówki. Miałam jeszcze to szczęście oglądać "Pocałunek" na żywo we Wiedniu. Teraz, o ile dobrze się orientuję, dzieło znalazło nagle właściciela i już nikomu z nas, biednych żuczków, nie będzie dane widzieć go na własne oczy... Nie rozumiem. Ja gdybym się dowiedziała, że coś co wisi gdzieś w znanym muzeum, należy do mnie byłabym dumna jak paw i jeszcze dołożyłabym starań aby dzieło to mogło widzieć jeszcze więcej ludzi... Na prawdę nie rozumiem... 



Wierzę, że gdyby mój tata był bogatym szejkiem, odkupiłby go dla mnie bym mogła zwrócić dzieło do muzeum... ;)

Share:

2 komentarze

  1. mujbosze, nie mów! też widziałam go w belwederze, z 5 lat temu i marzyło mi się jeszcze kiedyś go odwiedzić. pokochałam klimta od pierwszego wejrzenia, ale oglądanie jego prac na żywo jest 10000000 razy lepsze niż każda reprodukcja. odciągnąć mnie od "pocałunku" nie można było. trudno mi wymyślić innego artystę, który robiłby aż takie wrażenie. nawet moje brzydsze pół, które specjalnie w klimcie nie gustowało, zachwyciło się nim w muzeum. a tu takie wiadomości! smutno:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety... już chyba mija rok odkąd "ma właściciela"... W wiadomościach w tv mówili więc raczej informacje w miarę rzetelne. Mnie też smutno... pozostały nam marne namiastki papierowych wyklejanek i nieporadne reprodukcje...

      Usuń

Twoje słowa karmią mojego bloga. Dziękuję!