Publiczne dzierganie to pomysł
Kasi. Spotkałyśmy się na początku lipca, pamiętacie? Pomysł mi się spodobał więc obdarzyłam go wdzięczną nazwą "dziergsession". Wczoraj Kasia rzuciła hasło "spotkanie na Placu Grzybowskim" Niestety moja sesja dziergalnicza pozostała w sferze mentalnej. Mental dziergsession. Następnym razem zaplanujemy i ogłosimy się odpowiednio wcześniej tak aby mogło się przyłączyć do akcji więcej osób. Wyczekujcie zaktualizowanego banerka. Ten przygotowałam na dziś niestety dziś ;)
Wszem i wobec zapraszam wszystkich chętnych do przybycia na dziergsession w przyszłym miesiącu gdzieś w Warszawie. Bliższe informacje niebawem!
Uszyłam "krzywą" bluzkę i długo myślałam co na niej namalować. Uznałam, że będzie to róża... róża wiatrów. Zielony nie jest zbyt szczęśliwym tłem do malowania ale koniec końców wyszło nieźle :)
Dobrego wieczoru życzę :)
Mój będzie dobry: zrobiłam lody ;P
Pamiętacie jeszcze moje ostatnie candy? Spełniłam obietnicę. Wygrana zażyczyła sobie torbę z wybranym przeze mnie motywem kwiatowym. Nie malowałam jeszcze malwy a jest obecnie taka na czasie. Co krok to widzę malwy a teraz zwracam na nie uwagę jeszcze bardziej ;) Praca dotarła już do
właścicielki i wydaje mi się, że jest zadowolona ;)
Jeszcze raz dziękuję wszystkim uczestniczkom zabawy za udział i wszystkim gościom. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej i zajrzycie czasem ;)
Dobrego wieczoru życzę!
Oto mój pierwszy patchwork! Wiem, że to tylko mało szałowa poduszka ale jestem z niej bardzo dumna. Nie mam cierpliwości do powtarzania tych samych czynności a żeby wyciąć tyle kwadracików trzeba jej nieco mieć. Na uszycie czeka druga... to sobie jeszcze poczeka :D
A tak się prezentuje w "salonie". Osobiście nie cierpię tego słowa. Wolę pokój dzienny... kiedyś mówiło się duży pokój i każdy wiedział o co chodzi ;P Lubię tu dziergać. Daje mnóstwo światła za free i błogi spokój ( o ile oczywiście dzieci nie urządzają pościgu za złodziejem lub nie gaszą aktualnie pożaru ;p ) Dla nie wtajemniczonych tylko dodam, że nie jest to mój własnościowy pokój dzienny ale i tak go lubię :)
Poduszka mimo wszystko wyląduje w kuchni na fotelu. Takie było jej pierwotne przeznaczenie i takim pozostanie.
A skoro o kuchni mowa to podzielę się z chętnymi moją słodką tajemnicą acz nie do końca aż tak tajemną:
Tak, to jest
szarlotka na kruchym cieście z pianą bezową. Dla mnie inne mogą nie istnieć. A mój sekret składa się z:
Kruche ciasto:
- 3 szklanki mąki
- 4 żółtka
- 200g masła
- łyżka śmietany
- szklanka cukru
- czubata łyżeczka proszku do pieczenia
Masa:
- 2kg jabłek (najlepiej kwaśnych)
- opcjonalnie cukier, cynamon itd.
Piana:
- 4 białka
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- szklanka cukru pudru
Jabłka obierz i zetrzyj na grubych oczkach. Wrzuć na patelnię i podsmażaj. Dodaj cukru i przyprawy korzenne jeśli chcesz. Nie zapomnij mieszać co jakiś czas ;)
Teraz można zabrać się za ciasto.
Masło posiekaj z mąką, proszkiem i cukrem. Rozdziel białka od żółtek. Białka odstaw. Żółtka połącz z ciastem. Dodaj łyżkę śmietany, choć jej obecność nie jest absolutnie konieczna ;) Ciasto wyrób na stolnicy. Na gładką, spójną masę. Oddziel niewielką cząstkę, zawiń w folię i włóż do zamrażarki. Lepiej będzie się je tarło. Ciasto rozwałkuj na kształt formy plus po 2cm za zakładkę ;) Użyj widelca do ponakłuwania ciasta (lepiej się piecze). Podpiecz samo ciasto przez nie więcej niż 10 min w piekarniku na 180 stopni.
W tym czasie ubij białka na sztywną pianę stopniowo dodając cukier i mąkę. Obecność mąki też nie jest obowiązkowa ;)
Na podpieczone ciasto wyłóż jabłka a na nie pianę. Wyrównaj. Ciasto z zamrażarki zetrzyj na grubych oczkach na wierzch całości. Piec dalej w 180 stopniach przez 40 min przy dwóch grzałkach góra-dół. Ja nie użyłam termoobiegu więc nie doradzę w tej kwestii ;) Moja szarlotka wyszła spora. Tortownica 26cm średnicy była wypełniona po brzegi ;)
Szczerze polecam!
Nie owijając w bawełnę (bo wiecie: mam imieninowe winko do rozpicia ;) Randomizer wyrzucił liczbę 28 a według moich obliczeń jako dwudziesta ósma osoba zapisała się do zabawy
Czarna Dama.
Gratuluję i bardzo dziękuję za tak niespodziewane zainteresowanie! I za pomysłowość ;)
Pozdrawiam!
Wasze zdrówko! :)
Po ostatnim szyciu dostałam motywacji by uprzątnąć swój twórczy nieład. Teraz w mojej, nazwijmy to pracownią, panuje ład. A na pewno wiem już gdzie co mam. Nawet znalazła się prujka ;) A to wszystko dlatego, że zapragnęłam uszyć sobie worek podobny do tego co szyłam poprzednio. Ten jest jednak znacznie mniejszy. Z wierzchu cieniutka bawełna w kropki, u dołu pstrokata wełna a len w środku i tym razem bez malowanek.
A w woreczku wylądowała minirobótka: szydełkoralikowana bransoletka :)
Po ostatniej próbie dziergania na powietrzu 100% czasu poświęconego robótkowaniu zajęło mi rozplątywanie... Trzymajcie kciuki by worek okazał się metodą na plątanie.
Dużo cienia i przewiewu życzę :) trzeba przyznać, że lato :)
Houk!
ps: Candy trwa!
... więc umówiłam się z
Caitlin Liadan na wymiankę. Kasia zażyczyła sobie ode mnie worek na robótki z napisem "I knit so I don't kill people" ;) Ja nie robię na drutach bo nie mam tak zwanego skilla w tej dziedzinie. Ale czy w związku z powyższym cytatem pisane mi jest zabijanie ludzi? ;) Może szycie i szydełkowanie mnie usprawiedliwi od niezabijania ;)
Z Kasią spotkałyśmy się w kawiarni bo mamy do siebie niedaleko. W worku wylądowała od razu jej kolejna robótka, którą mam nadzieję niedługo będzie można oglądać na
blogu. Czuję niedosyt pogadania bo były ze mną dzieciaki, a dzieciaki jak to dzieciaki: się potrafią nudzić i wkrótce trzeba było się żegnać. Także Kasiu: koniecznie musimy się jeszcze spotkać a może się ziści dziergsession, o której mówiłaś :) Dobra nazwa?
Mój (już nie mój) worek to len, spód z wełny, środek to pikówka. Napis "drukowany" odręcznie :) a zdjęcia to smartpadaka... mój aparat jest na wczasach.
Jak się domyślacie Kasia robi na drutach. Więc wyczarowała dla mnie cudną chustę! A jak się okazuje ta dziewczyna ma magiczne druty bo nie dość, że wyczarowała magiczną mgiełkę to jeszcze rzuciła na mnie czar i z tej radości pyknęłam sobie fotkę w tej czarowności jaką dostałam a przecież nigdy tego nie robiłam tak jawnie! Co więcej: przechodząc obok lustra przymierzam sobie chustę i się oglądam :D za każdym razem :D no nie mogę się nadziwić jak można takie cuda robić! Dziękuję!!!
A tak z innej beczki: już jestem przeprowadzona. Jeszcze muszę swoje szpargały poukładać bo worek szyłam w totalnym chaosie. Nic nie wiem gdzie co jest :D
Moje candy jeszcze trwa tydzień z groszem!
I tak nawiasem to sama jestem ciekawa co przyjdzie mi zrobić :)
Dobrego dnia życzę!
Houk!