Szydełkowa zakładka z włóczki bawełnianej z wiskozową nitką. Zrobiłam ją dość dawno ale nie sfotografowałam nim dostała ją, oczywiście, mama.
A ja dziś czuję się lepiej. Wczoraj na wieczór smażyłam się i dusiłam w sosie własnym. Dobrze, że słonko wyjrzało zza chmur bo miałam wrażenie, że mnie moja ulubiona jesień minęła. No... to do zobaczenia za jakiś czas!
Dziś o godzinie 12:30 nasza Estera skończyła dwa lata :) A dwulatki wyglądają mniej więcej tak: acz zdjęcie dalej niż wczorajsze. (a kapelusik szydełkowany osobiście jeszcze tej wiosny.)
A to fartuch. Teraz już mamy. I malowany ręcznie koperek. Właściwie koprzysko. Foeniculum. Fenkuł. Jak kto woli. Właściwie gdybym sobie nie wymyśliła akurat motywu kopru w życiu bym nie zgadła czym jest fenkuł.
A u mnie kiepsko. Zwłaszcza ze zdrowiem... nie pamiętam żebym kiedykolwiek chorowała we wrześniu acz moja odporność ostatnimi czasy jest co najmniej śmieszna więc co się dziwić... Jeszcze rano czułam się dobrze. Spakowałam dzieciaki i przyjechaliśmy do babci. Babci dzieciaków. A teraz wszystko mnie szczyka i inne przydatki przeziębienia...
A plany wrześniowe malują się raczej czarno. Czarny wrzesień... jakoś od zawsze te wrześnie bywały ciężkie ale teraz to już przegięcie więc warunek rozwiązania candy, czyli internet, nie będzie spełniony przez następne kilkanaście- dziesiąt dni...
Ale za to bardzo radośnie witam nowe obserwatorki. Jestem zaskoczona liczbą jaka widnieje w nagłówku "obserwujący". Dziękuję za zainteresowanie. To mnie uskrzydla })i({ :))))
Oj... lecę, właściwie idę, a tak na prawdę czołgam się... po jakieś coś na przeziębienie...bo mam w planach robienie dziś pizzy i nie skromnie dodam, że jestem mistrzem w tym domu w robieniu pizzy B)
Pozdrawiam! (o ile to przystoi choremu ;)