Długo, oj długo, scalały się te błękity w spójną jedność.
Powoli dojrzewały lecz nie poczerwieniały, nie poczerniały. Powoli kroiły się kształty mimo zakupionych gotowych wzorów z gazety. Powoli wszywały się kieszenie w kwiatki, jeszcze wolniej wszywał się suwak. A na końcu długo zawiązywały się supełki na końcach szwów. Tak oto powstała niebieska spódnica.
Najszybciej przyszła sesja zdjęciowa i mimo, że wolę się po drugiej stronie obiektywu efekt jest dla mnie zadowalający. Po pierwsze: to moja pierwsza, bardziej skomplikowana rzecz jakiej nie wstydzę się nosić. Mój pierwszy suwak, choć jego krytość nie jest aż tak skryta. Po drugie: efekt sesji mnie zadowala a to dobry znak.
Po czwartkowej wycieczce rowerowej (jakieś 25km) odkryliśmy sympatyczne miejsce do spacerowania dosłownie na wyciągnięcie ręki. Miejsce sympatyczne i fotogeniczne, dalej magiczne. I te głosy żab! Cudowne miejsce. Już nie mogę doczekać się weekendu aby znów wleźć na rower. A za miesiąc urlop! Łiiii :)))
Tak, tak: ta na zdjęciu to ja ;) Startowałam i w moim poczuciu jestem zwycięzcą :))) Brzmi dumnie? Pewnie! Jeszcze wczoraj miałam szczere wątpliwości czy dam radę przebiec całość. Przebiegłam. Nie zatrzymałam się ani razu i czuję się świetnie, szczęśliwie i dumnie :))) Dla kogoś kto jest biegowym wymiataczem mój wynik na pewno nie jest niczym imponującym ale dodam, że biegać zaczęłam rok temu i dziś jest pierwszy raz gdy przebiegłam dystans 5km. Zwykle w ramach treningu biegam trochę powyżej trzech (po ostatnim treningu miałam taką kolkę, że oddechu nie mogłam złapać bez bólu) więc na prawdę moje wątpliwości były uzasadnione. Dałam radę i w przyszłym roku znów startuję!
Moje wyniki to:
- 35 minut i 10 sekund
- w klasyfikacji kobiet z dwójką z przodu to 163 miejsce wg nieoficjalnych doniesień ;P
I chciałam przeogromnie podziękować mojemu mężowi, który biegł ze mną ramię w ramię i dodawał sił i pewności :* Idę dać mu całusa ;)
A! Widzicie tą koszulkę? Wczoraj wieczorem ją pocięłam (rozmiar męskie L) i uszyłam nowy lepszy wymiar pasujący na mnie :)
The Champiooooooooon! :D
ps: Te mokre włosy to od deszczu, w którym tańczyłam taniec zwycięstwa w drodze powrotnej do samochodu ;)


Wyłuskuję z potoku mijających chwil maleńkie ułamki czasu, które składam w ofierze twórczości by później świętować dzień zwycięstwa nad materią. Szyję, szydełkuję, nawlekam, przerabiam, wycinam, odmierzam a przede wszystkim marzę o tej rzeczy, która właśnie powstaje. Widzę ją pod powiekami i pomaleńku wydobywam z masy bez składnych elementów różnej maści. To wydobywanie jest jakby magiczne. Myśl połączona z ręką- abra kadabra- i powoli pod dłonią pojawia się znikąd pożądany przedmiot, choć bez szczególnych efektów specjalnych. I mamy oto przecież, my czarodziejki-rękodziejki, księgi czarów i wzorów. Magiczne manuskrypty z zapisem ściegu, różdżki i szydełka, zaklęte wrzeciona i przędze, nici Ariadny, włóczki... cuda wianki a nawet sabaty i zloty. I nikt nie odmówi nam magicznych zdolności bo czy to nie magia? Z kupki nitki wyczarować szydełkiem serwetę czy kapcie, za pomocą zaczarowanej igły sprawić by pojawiła się sukienka, sznur koralików zamienić w naszyjnik czy kolczyki... Magia. Magia twórczości.

A oto wyczarowuję coś niebieskiego z połaci błękitów oraz całkiem ładnie pasującą biżuterię z rzeczonego sznura koralików. Posiadłam wiedzę o tworzeniu krajek na tabliczkach oraz same tabliczki, o których marzyłam już od dawna. Wciąż zastanawiam się jak je wykorzystać w modernistyczny sposób. Na koniec jeszcze bananowo ananasowy projekt, który zaklinam jednym z moich magicznych szydełek, owiany tajemnicą.
Niech się dzieją
wielkie nieba
iskra w oku
czar uroku
niech się śmieją
jeśli trzeba
moc potoku
twórczy spokój
o.m.
Powroty zwykle niosą ze sobą nadzieję. Nadzieja jeździ na białym koniu co w grzywę wplecione ma wstążki marzeń. Tętent kopyt to bicie serca. Mgnienie oka to czas nadejścia co trudne do uchwycenia: nie było-jest i ono pomiędzy. I ruch przyśpieszony i myśli skupione. Przyszłość przed sobą a przeszłość ogonem zamieciona, wymieciony kurz.
Byłam jak na wygnaniu bez ty paru słów do Was i od Was, ale już wróciłam i już mi lepiej. Przemyślałam, przeczekałam, wygoniłam złe myśli i mimo, iż w szafach mam nadal nieład jakoś mi tak ładniej i jaśniej. I parę spraw, tych, na które pomysłu nie miałam same się przepoczwarzyły i powoli prostują i suszą swe skrzydełka.
Nie wracam powoli: już wróciłam. Już jestem i mam się dobrze. A marzenia moje rozbrykane biorę za cugle.
Tak jak widać, pozbyłam się mojej monstrualnej rośliny w lewej strony. I mimo iż podobała mi się nie będę za nią tęsknić. Podobna rzecz stała się moim żywym, sięgającym sufitu kwiatkiem. Trochę koloru nie zaszkodzi. Nieco zwiewności. Wiosenne porządki na blogu idą pełną parą.
Powstało kilka rzeczy. Kilka powstaje. Wiele przede mną. Już sporo za mną. A poduszka z koniem na specjalne życzenie.
Tyle na dziś. Już jestem na dobre.
O tym co się działo i myślało następnym razem.
Tęskniłam :)
Miną kolejny rok. Mija kolejny miesiąc. Kończy się kolejny tydzień i nic poza tym. To będzie dołujący post więc osoby o słabych nerwach proszone są o zażycie melisy... Nie będę się zagłębiać gdyż nie ma to najmniejszego sensu. W krótkich, żołnierskich słowach: nie mam możliwości prowadzić bloga dlatego zawieszam walkę o jego ciągłość. Zaglądać do Was, obserwatorki, będę sporadycznie.
Twórczość i blogowanie sprawiało mi dużo radości i satysfakcji ale pochłaniało jednocześnie zbyt dużo myśli i czasu. Ostatnie miesiące były szarpaniną i błaganiem o dobre słowo, pochwałę. Muszę poukładać nieco w swoim wnętrzu i harmonogramie. Nie kasuję bloga bo liczę, że kiedyś jeszcze tu wrócę... lecz tymczasem żegnam się z Wami. Na jakiś czas.
Do zobaczenia, usłyszenia, napisania...
1.Uszycie takiego woreczka jest dla mnie przyjemne i satysfakcjonujące. Ten ma szczególne przeznaczenie bo jest obiektem wymianki. Bardzo polubiłam wymienianie się na przedmioty, których nie jestem w stanie zrobić własnoręcznie dlatego gdyby ktoś był zainteresowany zapraszam do pertraktacji :)
2. A ja tymczasem spędzę tydzień w domu z chorym Antkiem. I tak nie chorowały mi te dzieci rekordowo długo bo cały grudzień chodziły do przedszkola. Na dziś jestem już po budowie skomplikowanych połączeń kolejowych, naprawie radiowozu policyjnego i aranżacji krajobrazu zabaw a przed nami cały dzień i kilka następnych. Myślę, że uda mi się tego czasu nieco uszczknąć dla siebie na swoje pomysły :)
3. W przyszłym tygodniu w poniedziałek trzynastego będzie szczególny dla mnie czas. Po pierwsze tego dnia będę mieć urodziny :) moje dziesiąte osiemnaste. Po drugie trzy lata temu sprawiłam sobie urodzinowy prezent w postaci tego bloga, obchodzę więc trzecią rocznicę założenia bloga i rozpoczęcia mojej wielkiej przygody z rękodziełem :) Dla chętnych do przyszłego tygodnia ogłaszam, krótką urodzinową zabawę. Nie trzeba nic wklejać, przeklejać, zaklejać, żadnych banerów, linków reklam. Ciche, blogowe urodziny dla mających cierpliwość przeczytać to co piszę, odwiedzić mnie, wyrazić chęć korzystania z mojego
pierścienia mocy i pobawić się wyobraźnią :)
Pobawmy się w skojarzenia.
Ja mówię MOC
To będzie prawdziwy test ;)
Niech moc będzie z Wami :)
Kolejny już w tym roku królik i zdecydowanie ostatni. Cztery to zdecydowanie za dużo... Ale obietnica jest obietnicą i królik dokonał się na czas. Zdąży pokicać pod choinkę (tę samą co kura z poprzedniego posta jak mniemam) by tam zaczaić się na jakieś dziecko (razem z kurą) ;)
Osobiście jestem zadowolona i warto było ślęczeć do północy :) a ja tak lubię spać... Nie wiem jak to być mogło, że kiedyś kiedy chodziłam jeszcze do szkoły siedziałam nieraz do trzeciej rysując coś, pisząc, czytając a rano wstawałam do szkoły... fakt, że na historii zdarzało mi się przyspać ale dawałam radę ;P
Dobra: oto królik :)
Houk!
ps: a jak tam Wasze przygotowania bo moje to jak wyżej ;)
Prawdopodobnie jest to jedna z nielicznych kur, które pojawiły się przed jajkiem choć wciąż jest kwestią nie rozstrzygniętą co tak na prawdę były pierwsze. Ta kura zagnieździ się prawdopodobnie gdzieś pod choinką i być może nawet będą z niej jaja ;) co myślicie?
Dobrego wieczoru życzę i spokojnych przygotowań przedświątecznych! :)
Idą Święta. U nas już stoi choinka. Prawdziwa! Ten zapach... mówię Wam. Niestety mój
słoiczek na nie wiele się przydał w tej kwestii gdyż "choinkę" zjedliśmy we wrześniu... ale cóż... to moja najpiękniejsza choinka w życiu!
Dobrego wieczoru i weekendu życzę!
Bransoletka powstała już z miesiąc temu jak nie więcej. I oto jest: doczekała się zdjęcia.
Następna mi się marzy w kolorystyce zimowo-jesiennego nieba.
Pozdrawiam