Miesiąc


- Od urodzenia Łucji minęło półtorej tygodnia- powiedziałabym gdybym nie pilnowała upływającego czasu. Czasu pilnuję skrupulatnie odliczając tygodnie a teraz już miesiące. Minął pierwszy miesiąc i nie od parady Łucja rymuje się z rewolucja. Teoretycznie niewiele się zmieniło. Świat odwraca się o 180 stopni w momencie pojawienia się na świecie pierwszego dziecka. Potem wskazówka tylko zadrży i wróci na swój biegun. Pierwsze dziecko zmienia stan rodziny o nieskończoną liczbę gdzie jedno dziecko równa się 100%. Przybycie kolejnej pociechy to +50%  kolejnej +33,333... Dzieci nawet w liczbie mnogiej to wciąż jednak pełna całość. W skali rodziny  nowy członek to 20%   stuprocentowego człowieka. 
Mój mały człowiek rośnie szybko. Ma już swoje zdanie na temat leżenia na brzuchu,  noszenia na rękach i wyciągania z kąpieli. Zgłębia tajniki smaku ręki prawej i lewej przy jednoczesnej kontemplacji otaczającej przestrzeni. Jest cierpliwy przy przebieraniu i nie cierpi opóźniającej się trzeciej kolacji. 
Niestety obok rozanielonej radości nastały też nowe niepokoje. Niepokojący jest okres jesiennych gryp i przeziębień. Ostatni czas był pasmem niekończącego się podawania syropów i innych lekarstw wzmacniających odporność dzieci starszych. W Niedziele wieczorem postanowiliśmy poddać  bezwzględnej kwarantannie rozprzestrzeniającą się w nosach dzieci wirusową zawieruchę i nie jest przesadne sformułowanie "gile jak dzwony". Cztery dni spędziłam z Łucją u babci. Oprócz wirusów kwarantannie zostało także poddane sprzątanie, gotowanie i prasowanie. Dobrze jest czasem odpocząć ale dobrze jest też wrócić do domu. Nareszcie
Nowe dziecko to nowe obowiązki. Staram się jednak znajdować czas na to co lubię robić w wolnych momentach. Czas na takie przyjemności mocno się skurczył i powstawanie nowych rękodzieł spowolniło, jednak ciągle przybywa oczek, ściegów i pomysłów. Ale powoli. Spokojnie. Dopiero doszłam do siebie po ciętym porodzie. Czuję się dobrze. Niedospana ale zadowolona. 
Dziś minął miesiąc od pojawienia się wśród nas Łucji. Razem testujemy uszytki jakie przygotowałam jeszcze będąc w ciąży. Śpiworek spisuje się na medal. Przyćmiewa wszystkie kocyki, rożki i kołderki jakie używałam. Jest niezastąpiony.
Mam nadzieję, że następny post napiszę szybciej niż za miesiąc.
Do napisania!

Share:

3 komentarze

  1. Jak to pięknie opisałaś. Wszystko skrupulatnie wyliczone i fakt ta ilosc czasu kurczy sie przy troje dzieci niemilosiernie ale... ale gdy jest ta chwila, gdy mozna podzialac to az oko cieszy, lezke kreci ze sie udalo i wyszlo cos pieknego. I tego zycze. choc Ty jak dla mnie to same cuda tworzysz ! spiworek widac,ze super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beata! Ty to mnie zawsze uskrzydlisz :) dziękuję!

      Usuń
  2. Własne wytworki zawsze są najlepsze, bo robione z myślą o tej jednej konkretnej osobie zazwyczaj. Córeczka śliczna :)

    OdpowiedzUsuń

Twoje słowa karmią mojego bloga. Dziękuję!