Jeszcze w zielone gramy
Pamiętam, dawno temu jaki dzień był wtedy długi. Patrzyłam przez kuchenne okno wychodzące na zachód jak słońce łagodnieje pochylając się nad horyzontem, a potem, napatrzywszy się na nie, zamykałam oczy i widziałam, powtarzające się, jeden za drugim, krążki niczym dropsy rozsypane z rozdartego papierka. Marzyłam wtedy o dropsach. Później słońce zachodziło a ja czekałam na kolejny zachód, żeby oglądać dropsowy spektakl słońca rozgrywający się pod moimi powiekami. Doba trwała wtedy z tydzień...
Dziś mój tydzień trwa nie dłużej niż jedno popołudnie a ja na nic nie mam czasu... moje zapracowane nic-nie-robienie odbija się obustronną ciszą na moim blogu. Ja nic nie piszę -Wy, siłą rzeczy, nie odpisujecie. Pierwsze tygodnie pracy pochłonęły mnie w zupełności. Miesiąc sierpień był dla mnie męczący mimo, że w pustym, bezdzietnym domu odpoczywa się bezbłędnie. Gdy z początkiem września dzieci poszły pierwszy raz do przedszkola, ja nie mogłam spokojnie skupić myśli. Po pierwszym dniu przez nie tam spędzonym, pędziłam do nich jeden krok na ziemi i dwa w powietrzu z obawą czy dobrze spędziły dzień. Bardzo dobrze. Kolejne dni obfitują nowymi wersami wierszyków i angielskimi słówkami i mimo, że codziennie twierdzą, że do jedzenia były tylko kanapki nie martwię się o nie. O ile nie są chore... Z obawą odbieram telefony... czy oby na pewno nie są z przedszkola? Stało się... były. W piątek odebrałam Esterkę z zapłakaną buzią dużo wcześniej niż zwykle. Antosia dopadło w niedzielę... Zmartwił się bardzo, że nie pójdzie do przedszkola. Ale ja zmartwiłam się jeszcze bardziej patrząc na pędzącą miarkę termometru.
W przychodni Antek spał na rękach. Numer 15... podczas gdy przyjmowany był dopiero szósty... Jedna z Pań pracujących w przychodni zaniepokoiła się widząc go. Podeszła, zapytała, dotknęła czoła Antka... Poszła do gabinetu po czym po chwili przyszła po nas. "Nie można zwlekać w takiej sytuacji"(Dziękuje!) Rodzice w wcześniejszymi numerkami byli oburzeni... wierzcie mi: gdy Wasze dziecko będzie się przelewało przez ręce, a moje raptem siorpało nosem przepuszczę Was bez zastanowienia....
Teraz śpią kolejne godziny... Zawsze gdy chorują czuję się jakby mi kto dwie tony gwoździ, żyletek, zardzewiałych prętów i gruzu wrzucił na grzbiet... Tak bardzo bym chciała, by czas płynął jak zwykł płynąć ostatnimi czasy...
Żeby nie było tak smutno załączam zdjęcia:
Esterka w zeszłym tygodniu skończyła trzy lata :) była zafascynowana tortem jaki jej zrobiłam :) A o prezencie jaki dostała od chrzestnego mówiła mi pół godziny przed jego przybyciem: strzał w dyche!
A ta koszulka nie jest taka zwykła... kupiłam ją ze względu na nadruk. Antoś uwielbia Monster Trucki. Koszulka zaobserwowana na ciucholandowej wystawie była na rozmiar 8-9yr: już nie jest ;P teraz pasuje idealnie na mojego przedszkolaka :)
10 komentarze
zdrówka dla dzieci a małej sto lat !
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak to bywa w przychodniach,w kolejce do lekarza.Niestety znieczulica i tyle.Każdy chce jak najszybciej dostać się do lekarza ale nie pomyśli o kimś,że ktoś jest w gorszej sytuacji.Zero empatii.Ale to nie tylko u lekarza tak się dzieje.Niestety.
OdpowiedzUsuńZdrówka wam życzę!!!
Dużo zdrowia dla dzieciaczków,oby już nie chorowały:)
OdpowiedzUsuńKochana, zdrówka dla Was wszystkich , anajbardziej dla dzieci, wiadomo, że rodzice padają ze zdenerwowania jak nie mogą pomóc ani podgonić choroby... z czasem na szczęście jest łatwiej :) A na tych w przychodni to samemu trzeba się uodpornić ( ja to pewnie bym jeszcze ochrzaniła za bycie oburzonym.., ale ja mam cięzki charakterek :)
OdpowiedzUsuń..." dropsowy spektakl słońca"... podoba mi się, to stwierdzenie... a łasa jestem na takie słowne kąski, jak sroka ...:) ...
OdpowiedzUsuńkażda z nas, jako matka przerabiała lekcje lęku i troski o swoje dziecko/dzieci, szczególnie w chorobie ... nikt nie usunie nam tych okrutnych chwil/godzin z grafiku życia ...
oby jak najmniej, takowych chwil Cię dopadało dzielna mamusiu ... zdrówka dzieciakom życzę ... :)
Mówią, że strach o dziecko to największy ze strachów, i kto jak kto, ale mama wie o tym najlepiej...
OdpowiedzUsuńU nas też już pierwsze jesienne choróbsko zaliczone, pracę zaczęłam od L4 i ze złamaną ręką siedzę w domu... nosi mnie, żeby coś zrobić, a jak się za coś wezmę to z rąk leci... a jak się już gipsu pozbędę to praca będzie no1 i znów niedoczas pozostanie... proza życia;-)
Olga cierpliwości i zdrowia im - to trudny okres dla każdej mamy od zawsze. Ale to mija nabierają odporności :))))
OdpowiedzUsuńA ja życzę Ci Kochana powodzenia w wyzwaniu i bardzo się cieszę za Ciebie, za siebie i za Kasię :))))))
Ze swojej strony jak zawsze mam poślizg, ale to wiesz i wybaczysz ♥
Serdeczności i dla robaczków małych duuuuuuużo odporności na ten jesienno zimowy okres :)
Mam nadzieję, że już wszyscy zdrowi a to o czym tu piszesz jest już tylko złym wspomnieniem. Życzę Wam dużo zdrówka i 100 lat dla Esterki.
OdpowiedzUsuńCzeka na kolejny wpis.
Oj, jak ja to dobrze znam! A zaczynało się zawsze niewinnie od kichnięcia, a potem 3 tygodniowe leczenie z antybiotykiem .... Życzę dużo zdrówka i odporności Twoim przedszkolaczkom! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTwoje słowa karmią mojego bloga. Dziękuję!