Na małym ogniu zagotuj śmietanę z cukrem. Czekoladę posiekaj i dodaj do śmietany razem z masłem, roztop. Zdejmij z ognia i wymieszaj z brandy lub koniakiem. Ostudź i wstaw do lodówki na co najmniej 4 godziny. Schłodzoną masę zmiksuj. Łyżeczkami nabieraj porcje masy i obtocz w kakao szybko formując kulki. Przechowuj w chłodnym miejscu.
Kiedy robiłam moje trufle wątpiłam, że to się może udać... masa wydawała mi się zbyt rzadka. O dziwo po zmiksowaniu schłodzonej masy stał się cud i masa stężała po kilku minutach od miksowania. Śmiałam się też po co w przepisie, z którego korzystałam użyto słowa "szybko"... czekolada bardzo się rozpuszcza w dłoniach więc faktycznie radzę się śpieszyć. Nie pozwól masie się rozpuścić bo tylko napsujesz sobie nerwów ale gwarantuję: ten smak jest warty każdego poświęcenia...
Ja użyłam wedlowskiej czekolady. Ważne jest aby zawierała większą część kakao w swoim składzie...
Wydaje mi się, że moje świąteczne trufle zrobiły furorę więc szczerze polecam! :)
Jest cicho. Choinka plonie. Na szczycie cherubin fruwa. Na oknach pelargonie blask świeczek złotem zasnuwa, a z kąta, z ust brata, płynie kolęda na okarynie: Lulajże Jezuniu... K.I. Gałczyński "Podobno jest gdzieś ulica" fragment
Co roku na święta przypomina mi się ten właśnie fragment wiersza Gałczyńskiego i o dziwo zawsze napływają mi łzy do oczu jak go czytam w całości...
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam i sobie by właśnie takimi były: Świętami Bożego Narodzenia.
Nie świętami śniętego Mikołaja czy karpia, nie świętami nokii, simensa, grzyba czy facebooka lecz świętami wśród żywych. Rodzinnych, Boskich...
Na święta jako, że wyruszamy do rodziny (więc się nie narobiłam), przygotowałam taki oto rarytasik: trufle z brandy... które pochłonęły sześć tabliczek czekolady dla pięćdziesięciu kulek... Wyjątkowo pyszne i wyjątkowo nie dla dzieci. Po trzech większych radzę nie wsiadać za kierownicę %) Pyszne, pyszne...chip!...pyszne...chip!...piszne %)
Andrzej Poniedzielski - Podanie o...
Pozdrawiam
o.m.
Oto drugie wcielenie wieszaczka... 20%lepsze... będzie jeszcze leprze gdy zawiśnie na ścianie... a maksimum świetności osiągnie gdy zostanie zainstalowany w moim domu... własnym, który notabene znów mi się dziś śnił...
Śniło mi się, że miałam wyprowadzić kury (przeszła mi we śnie myśl, że to raczej gęsi się pasało ale nie zamierzałam się sprzeczaś) i krowę na pastwisko.... Wszystko niestety wyglądało na stan ruderalny... obecny...Ś.p. dziadek ze ś.p. babcią krzątali się po podwórku. Wzięłam gałązkę w rękę i zaczęłam zaganiać kury żeby krowa ich nie podeptała. Nagle z dachu osypała się na biegnącą w moim kierunku krowę sterta patyków, piachu, węgla, trocin, mchu i tym podobne rzeczy a ta zapadła w niespodziewany letarg. Tak jak moja świnka morska zagrzebywała się w trociny i zapadała w swój przedziwny sen z otwartymi oczami. Na ten widok powiedziałam "o! siedzi sobie" i przeszłam obok.
Wyszłam za stodołę a tam zaskoczył mnie widok ogromnego bajora... zaczynało się tuż za płotem i kończyło kilkadziesiąt metrów dalej... Na horyzoncie zaś żółty kombajn kosił pole... Widok nieprawdopodobny... męczący. A ja w moich cudownych kaloszach postanowiłam zbadać głębokość owego bajora. Na szczęście mąż, który z resztą stał tuż obok mnie w moim śnie, obudził mnie już na kawę...
Jak ten czas leci... ledwo zaczął się grudzień a tu już połowa. Ani się obejrzał a tu już zaraz będą święta. W ten weekend szykuje mi się akcja "pieróg" i już się nie mogę doczekać bo w sumie lubię je robić o ile oczywiście nie zostaję z tym sama z dwójką dzieci, które zawsze jak mam ręce oblepione ciastem zaraz koniecznie siusiu muszą... I a propos tego lecącego czasu... wpadły mi dziś w ręce podstawki dla mojej mamy, które od czerwca chyba czekają na dokończenie... A Klimt...mmm... moja "miłość" od podstawówki. Miałam jeszcze to szczęście oglądać "Pocałunek" na żywo we Wiedniu. Teraz, o ile dobrze się orientuję, dzieło znalazło nagle właściciela i już nikomu z nas, biednych żuczków, nie będzie dane widzieć go na własne oczy... Nie rozumiem. Ja gdybym się dowiedziała, że coś co wisi gdzieś w znanym muzeum, należy do mnie byłabym dumna jak paw i jeszcze dołożyłabym starań aby dzieło to mogło widzieć jeszcze więcej ludzi... Na prawdę nie rozumiem...
Wierzę, że gdyby mój tata był bogatym szejkiem, odkupiłby go dla mnie bym mogła zwrócić dzieło do muzeum... ;)
Zima przyszła a tu nagle się okazało, że Antka rękawiczki się popruły... oczywiście je naprawię w swoim czasie ale że i tak były za duże postanowiłam zrobić chłopakowi rękawiczki, z których każde dziecko byłoby zadowolone. Jak byłam mniejsza ( bo utrzymuję, że ciągle jestem dzieckiem ;P ) prawdziwą udręką był przylepiający się do rękawiczek śnieg. Po jakimś czasie rękawice nie nadawały się do zabawy a łapy zamieniały się w śnieżne, grudkowate kule... Później odkryłam, że mechate rękawiczki wystarczyło zamienić na gładkie i już. Dlatego też polarowe Antkowe rękawiczki od spodu podszyte są skórą. Całość przybrała formę żab... mało zimowe zwierze ale co tam... ;)
"Chciałbym z tobą zatańczyć, ale nie mam prawej nogi. Chciałbym cię mocno przytulić, ale nie mam prawej dłoni. Chciałbym popatrzeć na Ciebie, na Ciebie, ale nie mam także głowy.
Bo na imię mam Młynek, a nazwisko Kawowy. Bo na imię mam Młynek, a nazwisko Kawowy..."
No nic innego nie przychodziło mi do głowy jak kleiłam go wczoraj... Cały czas niczym mantra : Bo na imię mam Młynek, a nazwisko Kawowy...A tak szczerze to chyba najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłam... chyba już nie uda mi się powtórzyć tego wyczynu. Młynek teraz czeka na Mikołaja, żeby mi puszkę lakieru wetkną pod poduszkę... Jak i z resztą lusterko, stolik, wieszak... Ale to po kolei...
Tak a propos Mikołaja... bardziej się nie mogę doczekać niż moje dzieci... trochę są niegrzeczne ale nie mogę się doczekać ich radości kiedy znajdą pod poduchami prezenty, które już czekają ładnych kilka dni... a ja tylko liczę dni a nieświadome dzieciaki czekają na dzień, który trudno zawiesić w czasie.
Antek codziennie pyta się:
- Kiedy przyjedzie tatuś?
A ja przykładowo odpowiadam:
- Za dwie godziny...
- To dużo czy mało?
- Zdążysz się jeszcze porządnie pobawić- Odpowiadam.
Skoro już jestem przy wypowiedziach moich dzieci: Estera opowiedziała ostatnio bajkę. Ona ma ledwo ponad dwa lata więc doceńcie wyczyn. Oto bajka:
"Była sobie Pipi i otkała klólika i jeźićka I! (to było bardzo duże "I") kooonieeec." :) pozdrawiam
ps: Strasznie trudno się skręca taki młynek z powrotem... To sport dla wytrzymałych. Mąż bił mi pokłony bo sam się pierwszy męczył ze 20 minut :* aż w końcu ja się zawzięłam... ;P