Pamiętam jak w podstawówce pisałam wypracowanie o planach na przyszłość i
swoich marzeniach. Zawarłam tam marzenie o rodzinie. Spełnia się co do
joty. Mąż wymarzony obecny oraz sześcioro dzieci nas czym nadal
pracujemy... Stan obecny rodziny tata, mama, syn Antoni(9 lat), córka
Estera (8 lat), córka Łucja(2 latka). Jako osoby wierzące wiemy, że
prócz naszej trójki słodkich urwisów mamy jeszcze dwoje w niebie,
których dane nam jest tylko kochać i tęsknić licząc, że kiedyś spotkamy
się Tam i poznamy po oczach. Odsyłam do genialnego kawałka Luxtorpedy 44 dni. Brakuje nam do pełni szczęścia ostatniego elementu.
W życiu jest tak, że łatwo osiąść na mieliźnie. Zakotwiczyć się w swojej bezpiecznej strefie komfortu udając, że jest dobrze jak jest. Ale zwykle gdy jest dobrze może być lepiej. Nie zawsze znaczy to łatwiej. Ja zdążyłam osiąść w swojej strefie komfortu już dwukrotnie. Pierwszym razem trzy/cztery lata temu mając dwoje dzieci, pracę na etat z umową na czas nieokreślony i jakieś plany na przyszłość. Wtedy pojawiła się Łucja co było dla mnie jak kubeł zimnej wody wylany na śpiącego. Wyrwała mnie z nijakiego letargu w jaki zapadłam i dała porządnego kopa do działań. Od tamtej pory zdawało mi się, że już jestem na ostatniej prostej do spełniania marzeń. Po roku urlopu macierzyńskiego (w międzyczasie moja firma się zwinęła) znalazłam nową pracę. Na pewno nie lepszą, nie lepiej płatną. Nie lubiłam jej ale jakaś tam była. Wpadłam w kolejny letarg.
Babcia siedziała w domu z najmłodszym dzieckiem, starsza dwójka chodziła do szkoły, ja coś tam zarabiałam i zawsze mogło być gorzej. I wtedy zaczęło się. Maj- Komunia Antka. W głębi duszy czułam jakiś dziwny brak. Zdawało mi się, że to tylko brak tego wymarzonego mieszkania z wymuskanymi kącikami rodem z instagrama, determinacji na malowanie paznokci i wizyt w kawiarniach na ploteczkach z mamuśkami "z klasy". Mówię: "Boże. Rób co chcesz. Ja już nie mam pomysłu. " Dwa dni później mój tata trafił na ostry dyżur(zapalenie płuc, zapalenie serca w konsekwencji zawał). Mama, która opiekowała się Łucją w czasie gdy ja pracowałam, została zwolniona na zawsze do domu na rzecz opieki nad tatą. Ja przepraszam rodziców za obnażanie się z tą historią ale jest ona istotnym szczegółem w całej konstrukcji wydarzeń. Odważyłam się prosić szefa o możliwość pracy zdalnej. Od 2013 roku pracowałam jako fotograf i grafik. Ostatni rok bardziej grafik ale rzecz w tym, że jest to praca, którą można robić w domu. Siedziałam, więc po nocach w komputerze. za dnia byłam mamą na pełen etat. Sprzątałam, gotowałam, bawiłam się z dzieckiem, prowadzałam do szkoły starsze, chodziłam, na spacerki do parku i na place zabaw. Zdawało mi się, że trafiłam w sedno spełnienia kobiety: super mama i kobieta pracująca. Zuch na medal!
Po miesiącu poczułam zmęczenie. Pracowało mi się jakby ciężej. W dzień
spałam z Łucją jak niemowle. Straciłam energię i zapał. Ach, praca po
nocach daje się we znaki- mówiłam. Przyszły wakacje, słońce ładowało
witaminę D a ja czułam się coraz gorzej. I wtedy wszystko się okazało bo
oto już od kilku tygodni kiełkowało we mnie życie. Nie łatwo było mi
się pogodzić z tą myślą z racjonalnych pobudek ale w głębi serca bardzo
chciałam mieć jeszcze jedno dziecko. Myślałam nawet: jak to?! już
koniec? I oto jest. Czekamy wszyscy z niecierpliwością do lutego.
Początek nie był łatwy ze względu na pracę. Po pięciu miesiącach dostałam zwolnienie lekarskie i mimo, że zdawało mi się, że daję radę po miesiącu odpoczynku poczułam przypływ energii i radości. Znowu chce mi się żyć przez duże Ż. Znowu chce mi się robić te wszystkie rzeczy o jakich nawet nie myślałam przez pełen rok. Przez cały rok nie zrobiłam nawet jednego oczka. Ostatnie dwie czapki robiłam jakoś jesienią zeszłego roku. Chyba nic później nie uszyłam, nie namalowałam nic,nawet nie wymyśliłam.
Teraz zaczęłam nawet haftować o czym możecie się przekonać dziś. Na hafty z USG wpadłam dawno w internecie i nawet żałowałam, że ja nie miałam takiego genialnego pomysłu gdy byłam w ciąży. Trafiła mi się okazja do twórczego spełnienia. Będę mamą!
Ps: Tata ma się dobrze. Wrócił do zdrowia i pracy. Co więcej pracę zdobyła także mama :)
Ps': Dzieci bardzo się cieszą na nowego braciszka.
Ps": Odsyłam do kolejnego kawałka Luxtorpedy: tym razem z wykopem o rodzinie. Silna lina.
Ps''': Cieszę się z powrotu do blogowania. Lubię to! Ale bardzo przepraszam za pozowanie...
Ps'''': A nie mówiłam, że będzie petarda?
Trzymajcie się słonecznie :)