Powroty zwykle niosą ze sobą nadzieję. Nadzieja jeździ na białym koniu co w grzywę wplecione ma wstążki marzeń. Tętent kopyt to bicie serca. Mgnienie oka to czas nadejścia co trudne do uchwycenia: nie było-jest i ono pomiędzy. I ruch przyśpieszony i myśli skupione. Przyszłość przed sobą a przeszłość ogonem zamieciona, wymieciony kurz.
Byłam jak na wygnaniu bez ty paru słów do Was i od Was, ale już wróciłam i już mi lepiej. Przemyślałam, przeczekałam, wygoniłam złe myśli i mimo, iż w szafach mam nadal nieład jakoś mi tak ładniej i jaśniej. I parę spraw, tych, na które pomysłu nie miałam same się przepoczwarzyły i powoli prostują i suszą swe skrzydełka.
Nie wracam powoli: już wróciłam. Już jestem i mam się dobrze. A marzenia moje rozbrykane biorę za cugle.
Tak jak widać, pozbyłam się mojej monstrualnej rośliny w lewej strony. I mimo iż podobała mi się nie będę za nią tęsknić. Podobna rzecz stała się moim żywym, sięgającym sufitu kwiatkiem. Trochę koloru nie zaszkodzi. Nieco zwiewności. Wiosenne porządki na blogu idą pełną parą.
Powstało kilka rzeczy. Kilka powstaje. Wiele przede mną. Już sporo za mną. A poduszka z koniem na specjalne życzenie.
Tyle na dziś. Już jestem na dobre.
O tym co się działo i myślało następnym razem.
Tęskniłam :)