Łucja to fajne dziecko obdarzone wyjątkową emisją głosu. Nie przepada za leżeniem na brzuchu, opracowała więc metodę niwelowania swojego położenia sprytnym sposobem przekręcając się na plecy. Przechyla się na bok, podnosi nóżkę i rozbujaną głową osiąga swój cel przy jednoczesnym prostowaniu rączki.
Uszyłam Łucji opaskę na uszka... z uszkami. Za słodko! Uszytek jest raczej wynikiem mojej fanaberii niż potrzebą fizyczną. Nie wiem czy jeszcze je kiedyś (te uszy) dziewczynka przymierzy. Akcja w stylu ZZZ znana ze szkoły w tym wypadku Zszyć-Założyć-Zapomnieć. Jest dokumentacja fotograficzna: mnie to wystarczy.
Ps: Jeszcze przyjdzie pora, że napiszę nieco więcej ale jeszcze trzeba poczekać. Długo poczekać...
Choć dzisiejszym tematem jest t-shirt z golfem czy też kominem (zwał jak zwał) USZYTY DLA MOJEGO MĘŻA, post ten jest postem z dedykacją dla Marudy ze specjalnymi życzeniami by nie marudził ;) Bez ogródek.
Pozdrawiam zatem!
Co teraz powiesz Marudo? :>
Jeżeli miałabym wymienić swoje kulinarne marzenia jednym z nich były by ciastka św. Hildegardy. Spełniłam marzenie. Już kilka lat nosiłam się zamiarem upieczenia ich, nigdy jednak nie pamiętałam by wpisać na listę zakupów mąki orkiszowej. Do zrobienia ciastek zmobilizowało mnie permanentne przeziębienie panoszące się w domu oraz piekarnia koło szkoły. Sprzedają tam ostatnio wiele wyrobów na bazie mąki orkiszowej. Jak stwierdziłam: orkisz wraca do łask. Jeżeli prawdą jest to co się wypisuje o tym zbożu wielką pomyłką ludzkości było zrezygnowanie z niej na rzecz dającej się modyfikować pszenicy. Oczywiście za nic w świecie nie zrezygnuję z chrupiących bułeczek pszennych albo naleśników i tych wszystkich genialnych wypieków z tejże mąki.
Ciastka wychodzą pyszne. Zupełnie inne niż znane kruche ciasteczka. Nieco zbliżone do pierników lecz mąka orkiszowa powoduje jednak wrażenie "chlebkowości". Nie zmieliłam migdałów bo nienawidzę marcepana i dałam więcej cukru trzcinowego i masła niż w przepisie, z którego robiłam ciastka. Następnym razem planuje użyć miodu zamiast cukru i wtedy zapewne użyję mniej masła.
Moja wersja wyglądła tak:
Pieczemy 15-20 minut w 180*
ps: Spokojnie. Nie odurzają mimo sporej zawartości gałki muszkatołowej. Można wcinać ;)
Do pisania brakuje mi najbardziej spokojnej głowy. Nie jest problemem dla mnie wyłuskać chwilkę czasu na przyjemności. Wciąż coś nowego powstaje i przychodzą i na myśl nowe pomysły. (Najwięcej dłubię gdy Łucja zasypia. Pilnuję wtedy tego procesu siedząc niedaleko łóżeczka z czymś w rękach: z różnymi rzeczami, wierzcie, bardzo różnymi.) Do pisania brakuje mi tylko spokojnej głowy. A! I słońca by móc te rzeczy sfotografować. Niektóre czekają już kolejny tydzień na swoją chwilę chwały przed obiektywem. Dzisiaj prezentowane rękodzieło obfotografowałam gdy akurat nad moim domem przelatywała dziurawa chmura. Cóż. Listopad.
Listopad... Czy jeżeli jest już po Wszystkich Świętych mam się spodziewać wysypu mikołajów w sklepach i telewizji? Czy nikt już nie ma litości?
Coś miałam pisać... Nie dam rady... Mój umysł wpadł w tryb "
pinball".
Niniejszym bez ogródek przedstawiam bluzkę z ręcznie malowanymi przeze mnie steampunkowymi, mechanicznymi skrzydłami na specjalne zamówienie dobrej znajomej. Dobrej bo miała tyle cierpliwości czekając aż łaskawie skończę to co obiecałam i jeszcze łaskawiej wyślę i nic mi nie narzekała, że długo i beznadzieja, że właściwie powinna być wzięta żywcem do nieba ;)
Słońca życzę!