Bo to trzeba mieć zdrowie, żeby pić za zdrowie Państwa Młodych. Nie żeby tylko dziób zamoczyć ale tak do dna. A dom weselny szkła nie żałował i pięćdziesięciomililitrowe dołki rozstawił.
Ja obserwowałam, ale niezbyt bacznie, wpływ procentów na promile. Ja z dziećmi. Dzieci ze mną. No nie wypiłam za zdrowie Pary Młodej ale nic by to mnie zmieniło, bo kto się miał pochorować chorował. Ale Państwo Młodzi zdrowi :) Namalowałam ten portret zamiast kwiatka bo mam pewność, że przeżyje każdego badyla. Dało mi to czas przed ich ślubem do rozmyślań o nich. Moja dobra koleżanka ze szkoły... I mimo, że kontakt sporadyczny to piętnaście lat znajomość żyje i ma się dobrze. To jest właśnie wyznacznik kto jest naszym przyjacielem. To jest wtedy gdy po roku, dwóch lub więcej spotykacie się i rozmawiacie tak jakby te wszystkie zdarzenia, o których sobie opowiadacie miały miejsce raptem w zeszłym tygodniu.
Kochani Nowożeńcy :) Wy wiecie czego Wam życzę :)
Zazwyczaj jest tak, że z zamiarem uszycia czegoś noszę się długo rozpatrując wszystkie za i przeciw plus plan szycia oczekując idealnej chwili na spotkanie z tkaniną. Nie żebym w życiu była tak skrupulatna. Czasem zdaje mi się, że mam na imię Chaos a nazwisko Przypadek. Ale gdy zobaczyłam wzór na te koniki po prostu wyciągnęłam materiał i machnęłam dwa za jednym razem. Chłopak i dziewczynka dla chłopaka i dziewczynki. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że moje dzieci dłużej pobawią się nimi wspólnie bo oboje dopytywali czy długo jeszcze i kiedy skończę. Dymek i Chmurka, bo tak mają na imię koniki, mieszczą się w dziecięcej dłoni i pasują do kieszeni. Chmurka już zdążyła podróżować po świecie właśnie w tym środku lokomocji. Tymczasem maskotki leżą gdzieś rzucone a mnie dobiega łagodzący nerwy szum rozgarnianych klocków lego.
One są już duże. Moje dzieci. Jeszcze chwilę i oddadzą zabawki młodszemu rodzeństwu dla siebie zagarniając władzę nad pilotem i konsolą z jednoczesnym usiłowaniem poszerzenia swojego terytorium o komputer. Czasem zakradają się do telefonu. Temu jednak zaszyfrowałam dostęp i usunęłam wszelkie zainstalowane przez producenta gry aby uniknąć niepotrzebnych kosztów...
A mnie na szczęście zostanie jeszcze szycie dla tego małego co rozpycha się pod moim pępkiem. Już teraz mam zaplanowane szyciowe szaleństwo w tonacji szaro-biało-miętowo-żółtej z przebłyskiem czarnego bo ja nie ufam technologii. Niby ultrasonograf podpowiedział dziewczynkę (co jakobym czuła przez skórę już wcześniej) zostawiam jednak kilka procent szans na urodzenie się chłopaczka. Dlatego zestawienie kolorystyczne wybrałam uniwersalne. Łagodne, dziecięce, oczywiście podyktowane upodobaniami mamusi. W końcu to ja będę głównym odbiorcą tej gamy kolorystycznej przez długie miesiące odmłodzonego macierzyństwa. Należy mi się za te męki, które muszę znosić już dziś na dwa miesiące przez porodem... wszelkie słowa pocieszenia mile widziane.
Żeby było śmiesznie uszyłam ją zimą. Sama nie wiem czy bardziej z potrzeby szycia czy z tęsknoty za latem. Na Plażę jest super. Wszystko się w niej mieści i ma swoje miejsce ze względu na liczne kieszonki. Gdy wyleje się soczek, rozplaszczy brzoskwinia lub gdy słodka bułka ucieknie z folii wcierając lukier we włókna można ją bezczelnie wrzucić do pralki a ona nawet nie jęknie. Tkaniny pochodzą ze Szwecji choć kupiłam je w Jankach. Uszy wzmocnione taśmą nośną a całość usztywnione tiulem krawieckim. Lubię ją w te wakacje bardziej niż zimą.
Ps. Nie wiem co jest z tym facebookiem. Nie rozumiem dlaczego niektóre strony mogę polubić a innych nie...
Długo zwlekałam z założeniem facebooka ale w końcu mam i ja. Po długich obserwacjach spadających punktów frekwencji w sekcji statystyka doszłam do wniosków, że bez facebooka nie ma e-życia i o ile niedawno panowało prawo, że przedmiot/osoba/instytucja/firma nie mająca strony w internecie nie istnieje o tyle dziś prawo to ewoluowało i zawęziło się z grubsza do tego portalu.
Ps: wybaczcie mi na początek moje wszelkie nieumiejętności w kontrolowaniu tego żywiołu.
Lazurowe wybrzeże jest już zarezerwowane dla innego miejsca na ziemi. Może nawet bardziej lazurowego. Nie wiem, nie byłam. Nasze "lazurowe wybrzeże" oczarowało mnie jak nigdy. Bałtyk kojarzył mi się zawsze ze wzburzonym, mętnym zarysem brzegu o brudnym, brunatnym piasku tymczasem wspomnienie to wydaje się koszmarnym snem, który nigdy się nie wydarzył. Nasze morze jest coraz piękniejsze i z każdą kolejną wizytą podoba mi się coraz bardziej. Przejrzysta woda, czysty piasek, rybki błyskające gdzieś przy kostkach. Mogę godzinami gapić się w łagodne fale wyobrażając sobie, że gdzieś tam daleko za linią horyzontu jest inny ląd zamykający morską toń Bałtyku w zaledwie garstce świata. Tu można poczuć, że to co tu i teraz puchnące od nadmiaru wydarzeń jest kropelką, kupką piasku ledwo przypominającą zamek. I tylko żal mi ptaków, że się tak nigdy nie zamyślą. Tu i teraz jest radością dziecka próbującego ogarnąć tą możność zabaw letniego szaleństwa.
Byłam z rodziną na wakacjach i było cudownie. Pogoda przyjemna, a przelotnie deszcze po południu tylko wzmagały satysfakcję z podwieczornych spacerów brzegiem morza.
Tymczasem moja linia coraz bardziej gruba i wyraźna a że o linie dobrze jest dbać uszyłam wygodną spódnicę dla takich z perspektywicznym brzuchem noszonym w lato. Przylegająca a jednak wygodna z głębokim wycięciem pod brzuchem i szerokim, elastycznym panelem. Uszyta z dzianiny pętelkowej w kolorze baby blue idealnie zgrywająca się z kolorem piasku. Planuję ją nosić jeszcze jakieś dziesięć tygodni i o ile słowo tygodnie brzmi znośnie tak miesiące wydają się trwać w nieskończoność... jeszcze dwa i pół miesiąca... jeszcze całe lato przed sobą.