Frustraci, cwaniaki, chamy
Wyobraźcie sobie prostą sytuację, w której na pewno znaleźliście się nie raz. Sytuację można opowiedzieć na co najmniej dziesięć sposobów, jak mniemam i jestem przekonana, że każdy z występujących w mającej dziś miejsce scence rodzajowej, po powrocie do domu opowiedział ją używając któregoś z tytułowych epitetów.
Kim ja byłam w owej scence? Zapewne w ustach "bohaterów" każdym w wyżej wymienionych.
Zaciekawieni? No to zaczynamy.
Akcja rozgrywa się w przychodni rejonowej, w poradni dzieci zdrowych. To pierwsza bryłka węgielka. Wybierając dziś numer jakieś (a niech stracę: przeliczę) trzydzieści dziewięć razy stałam się szczęśliwym figurantem listy przyjętych osób plasując się na 9 miejscu. Nastała godzina 16:20 zgodnie z zaleceniami pani z rejestracji byliśmy punktualnie o zaleconym czasie.
- Dzień dobry. Kto z państwa ma numer ósmy?
-Dopiero wszedł drugi!
Wyrywa mi się "o rany". Siadamy z dziećmi. To już czwarty węgielek. Niestety czasem jest tak, że nie ma z kim zostawić drugiego dziecka i trzeba ciągnąć ogonek.
Mija godzina. Wchodzi piąty numerek. W międzyczasie w poczekalni zaczyna zwiększać się liczba "tych co tylko zapytają" albo "po receptę".
Co mogą robić dzieci w wieku 5 i 6 lat gdy do wyboru mają rząd krzeseł, kilkanaście ulotek z bobasami i pół tuzina drzwi do liczenia i muszą to znosić przez dwie godziny? Liczą, pytają, włażą na krzesła i złażą, dają mamie całuski, przytulają się, grzebią w torbie, biją się, ześlizgują się z krzeseł na plecach i na brzuchu, oglądają pokraczne "freski" z Puchatkiem, w ostateczności grzebią palcem w tapicerce krzeseł.
W końcu nadchodzi nasza pora. Po mnie numerek dziesiąty już przebiera nóżkami. Ósmy wychodzi. Zrywam się... i wciska się przed nas jedna z "tych co tylko zapytają" ale nie "tylko pyta" ale rozsiada się i czuje się już przyjęta. Przecież piętnaście minut temu sama przyznała mi się patrząc w oczy, że nie ma numerka. Morduję wzrokiem. Zero litości.
Zmieniam taktykę i koczuję tym razem pod drzwiami. Numer dziesiąty prosi o bezwzględność z mojej strony. Podchodzi kobieta "co tylko po receptę"
-Ja tylko po receptę.
Czując jeszcze rozgoryczenie po oszustwie pani "co tylko zapyta" odpowiadam z nadzieją na zrozumienie:
-Proszę pani. Ja czekam z dwójką dzieci dwie godziny. One już jajko znoszą.
Pani żachnęła się. Rzuciła tylko odwracając się na pięcie sarkastyczne "dziękuję za życzliwość".
To był dla mnie prawdziwy cios bo pierwszy raz tak zdecydowanie odmówiłam chęci pomocy. Ba! To był pierwszy raz w ogóle, kiedy wykazałam się asertywnością! Pierwszy raz gdy ktoś popatrzył na mnie z taką pogardą...
Gdy z gabinetu wyszła ta zamordowana moim wzrokiem lekarz zarządził przerwę. Kolejne minuty czekania. Kolejne węgielki do paleniska.
Na szczęście, lub nieszczęście wizyta zakończyła się stwierdzeniem uczulenia na pyłki.
Para zeszła, pożar w moim wnętrzu zagasł.
Kim jestem? W oczach "dziesiątki" frajerem, w oczach "tylko zapytam" frustratem, w oczach "pani po receptę" chamem, w moich oczach uczciwym obywatelem, matką dwójki dzieci pełnych energii z wybitnym niedoborem cierpliwości. Kim są osoby występujące w swoistym show, w którym ja rozdaje role?
Tak łatwo oceniać, szufladkować i wydawać opinie i werdykty podczas gdy prawda leży gdzieś obok w cieniu, pominięta i nie mająca racji bytu, zdeptana, zagłuszona i bezwładna.
- Dzień dobry. Kto z państwa ma numer ósmy?
-Dopiero wszedł drugi!
Wyrywa mi się "o rany". Siadamy z dziećmi. To już czwarty węgielek. Niestety czasem jest tak, że nie ma z kim zostawić drugiego dziecka i trzeba ciągnąć ogonek.
Mija godzina. Wchodzi piąty numerek. W międzyczasie w poczekalni zaczyna zwiększać się liczba "tych co tylko zapytają" albo "po receptę".
Co mogą robić dzieci w wieku 5 i 6 lat gdy do wyboru mają rząd krzeseł, kilkanaście ulotek z bobasami i pół tuzina drzwi do liczenia i muszą to znosić przez dwie godziny? Liczą, pytają, włażą na krzesła i złażą, dają mamie całuski, przytulają się, grzebią w torbie, biją się, ześlizgują się z krzeseł na plecach i na brzuchu, oglądają pokraczne "freski" z Puchatkiem, w ostateczności grzebią palcem w tapicerce krzeseł.
W końcu nadchodzi nasza pora. Po mnie numerek dziesiąty już przebiera nóżkami. Ósmy wychodzi. Zrywam się... i wciska się przed nas jedna z "tych co tylko zapytają" ale nie "tylko pyta" ale rozsiada się i czuje się już przyjęta. Przecież piętnaście minut temu sama przyznała mi się patrząc w oczy, że nie ma numerka. Morduję wzrokiem. Zero litości.
Zmieniam taktykę i koczuję tym razem pod drzwiami. Numer dziesiąty prosi o bezwzględność z mojej strony. Podchodzi kobieta "co tylko po receptę"
-Ja tylko po receptę.
Czując jeszcze rozgoryczenie po oszustwie pani "co tylko zapyta" odpowiadam z nadzieją na zrozumienie:
-Proszę pani. Ja czekam z dwójką dzieci dwie godziny. One już jajko znoszą.
Pani żachnęła się. Rzuciła tylko odwracając się na pięcie sarkastyczne "dziękuję za życzliwość".
To był dla mnie prawdziwy cios bo pierwszy raz tak zdecydowanie odmówiłam chęci pomocy. Ba! To był pierwszy raz w ogóle, kiedy wykazałam się asertywnością! Pierwszy raz gdy ktoś popatrzył na mnie z taką pogardą...
Gdy z gabinetu wyszła ta zamordowana moim wzrokiem lekarz zarządził przerwę. Kolejne minuty czekania. Kolejne węgielki do paleniska.
Na szczęście, lub nieszczęście wizyta zakończyła się stwierdzeniem uczulenia na pyłki.
Para zeszła, pożar w moim wnętrzu zagasł.
Kim jestem? W oczach "dziesiątki" frajerem, w oczach "tylko zapytam" frustratem, w oczach "pani po receptę" chamem, w moich oczach uczciwym obywatelem, matką dwójki dzieci pełnych energii z wybitnym niedoborem cierpliwości. Kim są osoby występujące w swoistym show, w którym ja rozdaje role?
Tak łatwo oceniać, szufladkować i wydawać opinie i werdykty podczas gdy prawda leży gdzieś obok w cieniu, pominięta i nie mająca racji bytu, zdeptana, zagłuszona i bezwładna.
11 komentarze
Och jak ja nie lubię takich osób "tylko zapytam.." owszem mogę przepuścić ale jak już to wchodzę razem z tą osobą ;)
OdpowiedzUsuńRobię tak samo, wchodzę z osobą, która "tylko pyta"...
UsuńTak sobie myślę, mając za sobą piątkową przygodę w szpitalu gdzie po przeszło trzech miesiącach od zapisania się na usg nie zrobiono mi go, że polska służba zdrowia i to co dzieje się w przychodniach albo szpitalach to tylko dla ludzi o silnych nerwach. Jak się okazało ja do takich nie należę...
OdpowiedzUsuńJa jestem przygotowana, że jak naprawdę muszę do lekarza to caluśki dzień zajęty.
OdpowiedzUsuńAle dobra metoda jak wyżej piszą, aby wchodzić z tymi ludźmi co pytają.
Czasem trzeba już powiedzieć 'stop' i walczyć o swoje. (nie wiem czy mi się to kiedyś uda :p )
Gratuluję tego kroku, bo wiem jak to jest mieć asertywność na poziomie 0. :)
Brawo i już! A teraz będzie Ci łatwiej. ^^
... bezpardonowe wpychanie się bez kolejki zawsze mnie wkurzało, wkurza i wkurzać będzie ... bez względu na miejsce oczekiwania ... ostatnio zostałam zwyzywana przez jegomościa, który chciał kupić tylko ...piwo i bardzo mu się spieszyło, a ja ta okrutna powiedziałam veto ..
OdpowiedzUsuńo, tak ... dobrze znam te historie "przychodniane", choć rzadko odwiedzałam/odwiedzam ten przybytek zawsze znajdzie się ktoś, kto krwi mi napsuje ...
mocnych nerwów zatem i do przodu :)
Znamy to, znamy jak ktoś mnie prosi o wpuszczenie bo on "tylko zapyta" to ja wchodzę do gabinetu siadam czekam na wizytę a ten ktoś niech pyta. Inaczej kończy się tak jak to opisałaś. W mojej przychodni prośbę o receptę można zostawić u pielęgniarki więc to trochę ukróciło wejścia "na receptę"
OdpowiedzUsuńMnie też to strasznie drażni :) Nie przejmuj się zdaniem innych, bo jak sama zauważyłaś - łatwo oceniać :)
OdpowiedzUsuńA mój mąż się dziwi, że ja z Młodym jeżdżę do naszej "starej" przychodni 100 km, w poprzednim miejscu zamieszkania! Mała przychodnia, pani pediatra starej daty i umawianie na godzinę (bez numerków), a największy poślizg czasowy jaki tam zaliczyliśmy to 5 minut. Bez nerwów moich i Młodego, z zaufaniem do lekarza. Szkoda, że to nie jest standard...
OdpowiedzUsuńNie ma nic gorszego , niż pójście do przychodni, w której nikt nikogo nie szanuje, ani personel pacjentów (ewidentny brak organizacji , skoro czekasz dwie(!) godziny na wizytę z dziećmi) ale przede wszystkim brak poszanowania czasu i nas samych przez innych pacjentów. Wszystko mogę zrozumieć , nawet to , że ktoś chce się czegoś zapytać , lub wypisać tylko receptę, też jestem człowiekiem i też czasami zdarza mi się przyjść po receptę , jednak takie sytuacje wymuszają niestety niepożądane zachowania, część ludzi będzie zawsze kombinowała , jak by tu uniknąć kolejki , jednak dobrze zorganizowana przychodnia poradziłaby sobie z tym i jest to możliwe, wystarczyłyby jasno określone "warunki" których każdy by musiał przestrzegać, np. tak jak wcześniej koleżanka napisała o możliwości wypisywania recept przy recepcji , skończyłyby się pochody do gabinetu lekarskiego i nie byłoby takich ogromnych poślizgów czasowych, inna sprawa z tym "na chwilkę", to niestety wymaga niezłej asertywności od nas samych, sama mam z tym ogromny problem , ale całkowicie rozumiem Ciebie i Twoje "nie" było jak najbardziej na miejscu. Podziwiam Ciebie i przede wszystkim dzieciaki , a poza tym może czas , żeby zmienić przychodnię? Ja tak zrobiłam:))Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńooo jak ja to dobrze znam... i to nie tylko w kolejce do lekarza, ale w autobusie, w sklepie gdzie pan ochroniarz muskularny silny biegnie aby przed Toba juz prawie stojaca w kolejce wraz z 3 dzieci zdazyc dobiec do kasy potracajac Cie przy okazji (ale tym kto by sie przejal:P)
OdpowiedzUsuńoj wspolczuje i lacze sie w bolu
pozdrawiam
It was very useful for me. Keep sharing such ideas in the future as well. This was actually what I was looking for, and I am glad to came here! Thanks for sharing the such information with us.
OdpowiedzUsuńTwoje słowa karmią mojego bloga. Dziękuję!